piątek, 11 września 2009

Muszę to wszystko zacząć od początku. Albo od końca. Nie, od końca nie, bo jeszcze koniec nie nastąpił. Więc od początku. Pochodzę z komunistycznej rodziny, urodziłem się jeszcze przed końcem wojny, prawdę powiedziawszy, 6 dni przed zakończeniem 2 wojny światowej w Europie. Urodziłem się w dobrym miejscu, nie w Polsce, więc moje szanse przeżycia były uzależnione jedynie od profesjonalności akuszerki i chęci matki w dokarmianiu mnie mlekiem z jej kolosalnych piersi. Zdaje się, że nie miała nic przeciwko temu, choć nasza późniejsza wzajemna niechęć mogła wynikać i z tego możliwego faktu, że mogłem ssać zbyt mocno zaciskając bezzębne (zupełnie jak dzisiaj!) dziąsła na jej sutce. Kto to może wiedzieć dziś, kiedy ona już od dawna nie żyje, a ja nic pamiętać nie mogę?
Mój ojciec byl stalinistą jak się patrzy. Wierzył w Stalina tak jak się wierzy w boga (piszę z małej litery, bom, jak i on za życia, ateistą) i chyba do konca swoich dni nie przestal wen wierzyc. Pamietam, ze kiedy bywalem z wizyta w zamknietym oddziale szpitala dla chorych na Alzheimera w T., i on przyjmowal mnie z aboslutna obojetnoscia, nie pamietajac nie tylko kim jestem ja, ale i nie wiedzac, kim byl i on sam, otoz wystarczylo, ze zagwizdalem piosnke, którą w tamtych, stalinowskich czasach, sam podspiewywal pod nosem: artilieristy, Stalin dał prikaz....zeby jego twarz nagle zajasniala jakims "blaskiem promienistym", a on niemal wrocil do swojego starego ja. Bylo to jednak jedynie tymczasowe, bo po chwili wracal do swojej pozycji absolutnego stuporu, z ktorego wychodził jedynie, kiedy panie pielegniarki pozwalaly mu sie macac po piersiach. Kraj w ktorym zamieszkal po przymusowej emigracji z Polski miał do chorych na Alzheimera lepszy stosunek niż do normalnych, jeszcze racjonalnych ludzi. Właściwie można powiedzieć, ze być chorym na Alzheimera w tamtym dziwnym kraju było jak dostąpić jakiejś nowej, lepszej, jakości w życiu. Dziwne, prawda? I mnie się tak zdaje, a w kolejnym odcinku opiszę, dlaczego właśnie tak mi się zdaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz